2019,  Aktualności,  Uncategorized

„Bytom w 100 słowach” – Prace konkursowe 2019 r.

PRACE NAGRODZONE

I nagroda – GUNDA – KONRAD GÓRALCZYK

Gunda już od dwóch dni ukrywała się w piwnicy w oficynie kamienicy przy Hohenzollernstrasse 3. Nie chodziło o walki i bombardowania. Najgorsi byli Rosjanie, którzy szli za wojskiej i gwałcili takie urocze czternastolatki jak ona. Trzeba było przeczekać aż przejdą. Miała więc dużo czasu na rozmyślania. Rozpamiętywała swoje szczęśliwe dzieciństwo, przepełnione nauką w Städtische Musikschule, defiladami na placu Moltkego i spacerami w parku. Wszystko w cieniu czerwonych flag ze swastyką. Jakżeż była wtedy dumna. Nawet w pierwszych latach wojny kiedy Karl zginął za Führera. Tylko mama była wtedy jakaś smutna. Jej bracia Jorg i Achim byli Polakami i przestali ich odwiedzać od początku wojny, a mama nie chciała o nich mówić.

            Nagle usłyszała tupot butów. Zamarła pytając Boga co z nią będzie dalej?

II nagroda – PONURE TO MIASTO – MAREK ŚLUSARCZYK

Ponure to miasto. Kilogram nasion słonecznika z ogrodniczego. Nie mamy łopatki, motyki, widełek, grabek. Mieszkamy w bloku. Instrukcja mówi: na głębokości dwóch do trzech centymetrów. Kopiemy starymi łyżkami. Kiedy to się wysiewa? Mieszczuchy, szukamy w internecie. Jest maj, chyba zdążą wykiełkować. Przy garażach na Dworskiej, na Odrzańskiej, na kupie ziemi na Witczaka. Kto wyrzuca wersalki przy garażach? Odciski mamy od tych łyżek. Zwalamy na brak ergonomii, ale może nasze ręce za miękkie. Sierpień. Z tysięcy nasion wykiełkowało trzydzieści. Odwiedzamy regularnie te słoneczniki: dumne, piękne, pozytywne w naszym Bytomiu. Pewnego dnia przychodzimy: tylko kikuty. Ktoś ukradł? A może uratował.

II nagroda – PAŃSTWO KAWA – AGNIESZKA KRZISCZYK

W centrum była urocza knajpka podająca najlepszą kawę w Bytomiu. Przyjeżdżali do niej ludzie spoza miasta. On – dżentelmen jakich już brakuje- i Ona – o nienagannych manierach. On siedział przy małej czarnej. Ona przy latte. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że On postanowił Ją zaprosić właśnie na kawę, lecz w Jego towarzystwie. Spotykali się często aż postanowili się pobrać w Kościele św. Krzyża. Mieli trójkę przepięknych dzieci. Nigdy się nie wyprowadzili. Nie mogliby – za dużo wspomnień. W miejscu kawiarni dziś jest już inna kawiarnia. A Oni? razem się zestarzeli. On- Pan mała czarna. Ona- Pani latte.

Wyróżnienie – W KOLORZE WĘGLA – LUCYNA BARAŃSKA

Osiedle Centrum – kopalnię widać z okien wieżowców. Niektórzy powiedzą pogardliwie – blokowisko, ale to nasze blokowisko i nasza kopalnia. Dzisiaj demontują szyb „Skarga” – koło napędowe już nigdy nie będzie się obracać, teraz leży na ziemi – taka niema skarga „Skargi”. W ciągu kilku dni kolejny symbol miasta zniknie z krajobrazu. Ale to nic – niech mówią, że przyszło nowe, że postęp, że ekonomiczna konieczność. I nawet jeśli zdemontowana zostanie ostatnia poprzemysłowa pamiątka i tak będziemy z dumą opowiadać o górniczym Bytomiu i niezłomnym śląskim charakterze. Wierzę, że ocalimy wspomnienia, górnicze pamiątki i zdjęcia – te dokumentalne i te sentymentalne. Każde zdjęcie, które robię, daje nadzieję, że „uratuję” kawałek Bytomia. Na dzisiaj wystarczy – odkładam aparat. Przykładam rękę do czarnej, zmęczonej bytomskiej ziemi i czuję bicie serca tego miasta – wolne ale miarowe. Wsłuchajcie się w to bicie…

POZOSTAŁE PRACE KONKURSOWE

„ŻYCIE JEST NA ZEWNĄTRZ.” – Urszula Jaksik

Mgła wolno się podnosi, węszy wśród uliczek, zagląda na place, wciska się w podwórka. W końcu unosi się na tyle, że mogę wyjrzeć przez okno. Widzę moje miasto i tajemnice. Lew śpiący drzemie w wianuszku kolorowych kamienic.
W Operze do znudzenia ćwiczą głosy. Gołąb schował dziób pod skrzydło. Przez szyby w oknach widzę jak ludzie gotują, krzyczą na dzieci, śpieszą się. Patrzę jak jedzą, płaczą, wynoszą śmieci, niektórzy wypatrują. Otwieram okno, czuję oddech powietrza na policzkach, zmysłami odczuwam życie miasta. Ten wieczny pośpiech, nieopisany hałas, obrzydliwa agresja. Codziennie muszę upewniać się, że życie ludzi trwa i biegnie swoim torem. Jestem oderwany od pierwotnego kontekstu i czekam na nowy, na nową rolę w tak zwanej rzeczywistości. Dni przemijają.

 „GODKA W AUTOBUSIE”- Patrycja Fraj

Jorgu właśnie jechoł na noc do roboty, kedy do autobusa wlazła jakoś modo dziołszka z synkiem. Wyglondała jakby coś jom ugryzło. Musiała być zło, bo zaczeła godać:

– Okropny ten Bytom! Wszystko tu jest brudne i zaniedbane. Chcę wracać do domu!

Synek nic nie pedzioł ino przytaknoł, na co Jorgu musioł zareagować:

– Moja oma zawsze godała, że Bytom jes jak hajer po szychcie. Jak sie na niego wejrzy to widać czorne, spocone łachy, zużyto tasza, a pysk cały z wongla. Ale niech ino sie łomyje i przeblece, to zaro zmienio sie w silnego i robotnego chopa, kery niczego sie nie boi. Jes w nim tako siła i taki potyncjał, jakiygo nie znojdziesz niygdzie indziyj… Taki jes Bytom, taki jes cały Ślonsk.

 WSPÓLNIE MOŻEMY WIĘCEJ!- Aneta Kutuś

Spacerując po rynku w Bytomiu napotykam wyjątkowe i stare kamienice. Zastanawiam się: Jesteś starszy od Krakowa, dlaczego ludzie tak Cię zaniedbali?

Miasto ma wielki potencjał na bycie stolicą kultury, sztuki i tańca. Opera Śląska, szkoła baletowa, Wyższa Szkoła Teatralna, Śląska Szkoła Tańca, kino, muzeum, domy kultury…Wszystko co najważniejsze dla ludzi światłych jest dostępne od ręki, tylko ludzie jakby ciągle szukają czegoś gdzie indziej. Wspólnie jesteśmy w stanie pomóc Bytomiowi stanąć na nogi, jak komuś kto zagubił się i nie potrafi odnaleźć miejsca dla siebie. Zatrzymajcie się na chwilę i poświęćcie jedną refleksję miastu z duszą…

 VIVE MON BYTOM! – ANNA STRZESZEWSKA

W sobotę 9 września nie poszłam na spacer. A była piękna pogoda; w parku spadały kasztany, brunatny miś przechadzał się po wybiegu i czekał na precle. Ale nie nudziłam się. Z balkonu patrzyłam na plac Kościuszki. Wyglądał inaczej; odświętnie ubrani górnicy, orkiestra, chorągiewki i ogromne napisy. Vive la…– sylabizowałam z przejęciem i chociaż z drukowanymi literkami sobie radziłam, te jednak nie dały się złożyć. Wezwana na pomoc babcia wytłumaczyła, że to są pozdrowienia dla bardzo ważnego pana z Francji, który przyjechał odwiedzić Bytom. Charles de Gaulle stał wyprostowany w czarnym samochodzie. Z zapałem pomachałam Mu ręką i wtedy On pomachał do mnie. Mocno wierzyłam, że właśnie do mnie, bo przecież w tamtym czasie jeszcze nie znałam francuskiego, więc nie mogliśmy porozmawiać…

 BYTOM W SŁOWACH STU. – LIDIA JANTOS

Bytom to miasto pięknych kamienic,
 starej opery i wielu dzielnic.
Rozbark i Bobrek, Karb, Miechowice
 to są niektóre jego dzielnice.

W Szombierkach budynek Wyższej Szkoły mamy
 A balet w Centrum- na świecie znany.

Wiele kościołów pięknych, dużych mamy
 i jeden malutki, co kiedyś stał „ za murami”.
Przed świętym Krzyżem ksiądz Jerzy stoi
(-ten to się smoków żadnych nie boi!)

Jeszcze niedawno miasto typowo górnicze,
Teraz markety – tych nie policzę. 
Jedna Kopalnia Bobrek została,
Co się z upadku uratowała.

I nagle wszystko się odmieniło…

Bo mądre rządy właśnie nastały,
Co wielu z biedy uratowały.

Miasto ożywa, rośnie, się rozwija…

I dzieci w mieście są uśmiechnięte!
Bytom czyściutki. To miasto piękne!

 BYDLAK – ŁUKASZ ZIMNOCH

Rodzice wyjechali, więc mogłem spokojnie palić przy uchylonym oknie.Na dole przed wejściem ktoś uporczywie dzwonił. Wreszcie odezwał się głos:- Domofon zepsuty, nie mogę zejść na dół, mam poważną kontuzję…

– To ja. Elfryta. Ta, która najechała na pana na ostatnim rajdzie po Dolomitach.

– Nie potrzebuję przeprosin… – odpowiedział gniewny głos.

– Poniżał nas pan w ostatnich tygodniach, popisywał się swoją formą i wytrzymałością, a nie każdy jest wyczynowcem. Najechałam, na pana rower celowo. Uważam pana za skończonego bydlaka.

Po kilku dniach w piwnicy spotkałem sąsiada. Na twarzy miał jeszcze opatrunek. Młotkiem rozwalał rower.

  SIŁ MI BRAK – ŁUKASZ ZIMNOCH

Wchodzę na największą, bytomską siłownię. Panuje tu dudniący hałas, który wyjaławia każdą myśl. Czyni ją cienką, słabą i niezdolną do rozwoju. Pani z obsługi nie słyszy, kiedy proszę o mineralną. Nie lubię awantur. Zastanawiam się, jak przekonać recepcjonistkę do ściszenia tsunami dźwięków. Korporacyjnie ukształtowany wymyśliłem, że wykorzystam język obopólnej korzyści.

– Może lepiej ściszyć, bo straci pani słuch od tej muzyki – przekrzykuję kakofonię wylewającą się z głośników.

– Ale ja już jestem głucha – z rozbrajającą szczerością obwieszcza mi recepcjonistka i szeroko się uśmiecha.

Notuję bolesną porażkę, która na krótki czas izoluje mnie od jazgotliwego hałasu.

 SUKA I SAMOTNA ŁZA – ŁUKASZ ZIMNOCH

Wypielęgnowanym paznokciem napisała na szybie „zimna suka”. Niewielkie litery chwilę po tym jak się pojawiły, zniknęły zmazane papierową chusteczką. Pani z fiołkowymi oczami patrzyła na Rycerską, aż dosiadł się do niej szpakowaty pan.

– Zdradzałam cię w pracy, na delegacjach, teraz ujeżdża mnie ogier z siłowni. Mam dość. Tu są papiery, żegnamy się.

– Od lat cię nie kochałem i byłem z tobą tęskniąc za siedemnastolatką, którą zaprosiłem na studniówkę. Dziś zaczynam odwyk.

Po dopiciu kawy pani omiotła spojrzeniem pusty „Wagon” i po policzku spłynęła jej łza. Żałowała, że smutek jest paliwem w pogoni za szczęściem.

ŻAŁOŚNI I DOM ZE ŚMIECHU – ŁUKASZ ZIMNOCH

Ona w porozciąganym swetrze, ze źle przyciętymi włosami, w ciężkich buciorach. On patyczakowaty, z malutką główką i wyłupiastymi oczyma. Siedzieli na ławce zerkając na przejeżdżające tramwaje w parku Kachla. Byli żałośni.

Moja piękna dziewczyna czekała na mnie na Placu Sikorskiego. Poszliśmy spojrzeć na naszego bytomskiego lwa. Potem jeszcze lody. Spotkaliśmy znajomych. Moja Lorena popisywała się przed Stefanem. On był bardzo bogaty i bardzo przystojny.

Kiedy jechałem do domu tramwajem znów zobaczyłem w Parku żałosną parę. On mówił z pochyloną głową, ona śmiała się promiennie. Jej bezgłośny śmiech brzmiał w moich uszach jak oskarżenie.

SIEGIECKA HISTORIA – GABRIELA NOWARA

Segiet – rezerwat buków w Bytomiu. Tu pośród starych drzew można natknąć się na doły, wykopane dawno temu poprzez poszukujących srebra gwarków.

Na jednym z nich, wiosną 1945 roku, stał mój ojciec, dziadek i kilkunastu okolicznych mieszkańców. Szykowali się na śmierć z rąk żołnierzy radzieckich, ponieważ byli Ślązakami i stanowili tzw. niebezpieczny element. Doniósł na nich miejscowy, właściwie ich sąsiad.

Do tragedii na szczęście nie doszło. Dziadek były piłsudczyk, znał trochę język rosyjski i w tym języku zaczął rozmawiać z dowódcą oddziału. Zaskoczony żołnierz, po przesłuchaniu, puścił ich wolno.

Gdy dorosłem, poznałem tę historię w czasie spaceru z ojcem po Segiecie.

MODLITWA WYBORCY – WITOLD KOSTKOWSKI

Ojcze Niebieski, w którym nasze życie

z Bytomia płynie żarliwe błaganie.

Wszechwiedzący wiesz,

że od kilku stuleci klątwa karze nas srogo.

Okrutnych rajców wina bezsporna,

utopionych kapłanów żal,

kara słuszna, lecz my już niewinni.

Panie Zielonooki okaż łaskę.

Kapłani Twoi już bezpieczni, sadzawki osuszone,

a my nadal żyjemy tu jak za karę.

Wybieramy źle, naszych rajców nie natchnął Duch Święty.

Ich rządy marne i niszczące.

Błagamy by na świątyń wieżyce,

krągłości secesji, modernę, familoki, a nawet wielką płytę

i nas w nich żyjących

spłynęła Twa łaska,

która natchnie nas dobrym wyborem,

a rajców mądrością.

SPACER EWY – MARTA MICHALIK

Postanowiła sprawdzić, jak się sprawy mają. Zaczęła od miejsca sobie najdroższego – maleńkiej chatki, gdzie mieszkała, pracowała i pisała. Zdziwiło ją, jak domek dobrze się zachował. Zadbany, otoczony kwiatami, tworzył muzeum ku jej pamięci. Ruszyła dalej. Wiele się zmieniło, jednak bez trudu rozpoznała zachowane budynki. Tu pamięć o jej misji wciąż jest żywa. Ostoja nadal daje schronienie dzieciom i osobom starszym. Uspokoiło ją to i uradowało. Potem skierowała się w stronę parku, gdzie zastała widok bardzo dla niej smutny. Ruiny rodzinnego domu. Nie rozumiała, co właściwie się stało. Dlaczego z tego, tak pięknego pałacu, zostało zaledwie parę ścian? Otarła łzę spływającą po policzku i rzucając ostatnie spojrzenie na pałac powróciła do nieba.

LEW ŚPIĄCY – MARTA MICHALIK

Zdarza się, że otwieram jedno oko i przyglądam się pędzącym ludziom, a nadmienię, że miejsce do obserwacji mam bardzo dobre. Większość mieszkańców gna gdzieś zamyślona, nieobecna. Na szczęście są też tacy, którzy siadają na ławkach w cieniu drzew i delektują się gwarem tętniącego życiem miasta, jakby nigdzie im się nie spieszyło. Dzieci zaś zawsze znajdują czas, aby przystanąć i w upalne dni schłodzić się w fontannie. Ja natomiast z przyjemnością pozuję do zdjęć, jak na prawdziwego lwiego celebrytę przystało. Zimą zaś, późno w nocy, kiedy nikt nie patrzy, przyglądam się światełkom choinki ciesząc się tym magicznym czasem. Myślę wtedy, jak cudownie, że powróciłem tu, do Bytomia. I tak sobie gdybam, co ciekawego porabia teraz mój brat…

KRYSTYNA WITTICH (dane autora-praca bez tytułu)

BYTOM jest sędziwym staruszkiem.

Swoje przeżył – bogato, biednie, szczęśliwie, smutno.

Pracował ciężko; starał się o swoich, a i obcych przyjmował ze wszystkich stron Polski; z wschodu i zachodu Europy. Szarpany i dzielony – rodziny dziadków żyły w Bytomiu acz rozdzielone, bo Rozbark i Łagiewniki… A ich wnuki i prawnuki stworzyły w jednym Bytomiu swoją historię. A ci co wyjechali wracają do rodziców, dziadków, kolegów; wspominają swoje podwórka i dziwią się zmienionemu Miastu. Głęboko wpuszczonych korzeni nie wyrwiesz…

Wracam z wędrówek po Polsce i Europie – było pięknie, ale już chcę być na Stroszku, pochodzić po ulicach Bytomia, spotkać starych znajomych; ponarzekać że dziury, bazgroły…widzieć piękną Operę, odnowione kamienice.

Nostalgia? Może? Ale ja lubię BYTOM.

Za jego twardy żywot należy mu się Dobre Słowo.

 SPOTKOMY SIĘ W STOLARZOWICACH – ALICJA MIŚ

Przyjadom do mnie dziołchy:

Ula z Miechowic,

Dora z Bobrka,

Hana z Karbia,

Ewa z Bytomia,

Iza ze Stroszka,

Ania z Chruszczowa,

Krysia z Szombierek,

Klara tu od nas ze Stolarzowic,

a jeszcze

Maryjka z Radzionkowa i Luca z Rojcy.

Narychtuje im dobry kawy z mlekiem abo tyj. Do tego kołoc z serem i z makiem, babka ze skorzycą i kołocki z marmoladą.

A teraz krupniok, żymlok, kapusta z grochem, wtoro zrobiłach prendzyj. Do galertu ocet, chleb ze spółdzielni i jeszcze do tego kieliszek gorzołki, albo winko, dla tych, co nie mogo sok z malin.

Dla Zosi naleśniki: mąka, jajko, trochę mleka, trochę wody, sól, pofyrlom, pofyrlom i już.

Na ogródku pod stromami, koło kwiotków siedzą na ławecce i śpiewajom…

TRZYDZIESTKA – WITOLD KOSTKOWSKI

Stary jak Troja, demobil z Niemiec, spłowiały. Jedzie z dołu od huty, nieczynnej. Punktualny jak przeznaczenie. Staje, wysuwa stopnie, wysokie. Emerycki tor przeszkód. Wsiadają wnosząc do wnętrza nadwagę, zapach potu, fajek, wypitych trunków. Za oknami z lewej mury osiedli, z prawej Szombierki prawdziwe. Ceglane domy szare jak zmierzch. Pub krokodyl, sklepiki ze wszystkim, pozamykane na zawsze. Kościół monumentalny, wielostylowy. W miejscu kopalni stoją świątynie konsumpcji, domy handlowe wielkopowierzchniowe. W tle pola golfowe, jak złoty kolczyk w uchu świni. Nad wszystkim sterczy pyrlik nieczynnej wieży wyciągowej. Wszystko przysypane kurzem, pudrem Bytomia. Zjeżdża w dół pod wiadukt. Dzwoniąc wesoło jest już w Bytomiu, tramwaj Helmut, pieszczoch zajezdni.

 MIKROUCHYŁ W BYTOMIU – IWONA KWIATKOWSKA

Lubię miasto

kamieniczki i wieżyczki

płaskorzeźby

demoniczne i wytworne

stare tynki, które wchłonęły

wiele wrażeń zaszłych zdarzeń

czerwone dach i szare gołębie

i głębie

nad nimi plafon żółto-niebieski

I lubię, gdy

zaciszna domu samotnia

spokojem jest

przez uchylone okna

dociera szept ulicy

samochodami i pieszo

toczące się życie

 BYTOMSKI RYNEK DOZNAŃ – IWONA KWIATKOWSKA

Otwarta Agora

do świątyni pora

hedonista celebruje

wolny wybór

nieskrępowany

jest uważny

na zwiad

wysyła neurony

pławi zmysły

w materii nie byle jakiej

nozdrza upaja

kawy ciasta smakiem

oczy nasyca

barwami soczystymi

słuch uwodzi

tonami harmonijnymi

Agora

a co na to Góra?

 W PARKU KACHLA – IWONA KWIATKOWSKA

Ranek jeden z tych, które celebruje się od pierwszej sekundy. Niebo błękitne, powietrze przejrzyste. Zeskakuję po dwa stopnie, by szybciej dotrzeć do parku.

Już wdycham soczystą zieleń i woń kwiatów pod parasolem stworzonym przez korony drzew. Biegnąc odczytuję niemal rytm natury. Jestem koło fontanny. Kilka kropel na przedramieniu mile orzeźwia i przypomina, że przecież biegam, by zyskać równowagę w życiu.

Wreszcie Wyspa Marzeń! Kto wymyślił to jeziorko? Słońce przeglądające się w tafli wody pomaga zapomnieć o codzienności. Tu zostaję.

Usiądę na trawie z mniszkami lekarskimi. Zapisałam w głowie wzór wymalowany wiatrem na jeziorze. Więcej taki sam nie trafi się.

 MOJE MIECHOWICE – MICHAŁ JONASZ SKOWRONEK

Mieszkam w Miechowicach.

Tu życie płynie innym rytmem

Wszyscy się znają.

Pani z bloku naprzeciwko

pomacha ręką

zanim zasłoni okno

przed nocą.

Pan z pieskiem,

dawny nauczyciel pobliskiej szkoły

zapyta czy zrozumiałem te trudne zadania z matematyki,

o których mu kiedyś opowiadałem.

Sprzedawczyni z piekarni zawoła:

„Chodź Michał, pyszny dziś sernik mamy do degustacji”

poprosi, żebym pozdrowił babcię.

W Miechowicach żyje się spokojnie

Rytmu nie wyznacza już kopalnia.

Teraz została po niej tylko pusta zielona przestrzeń.

Miechowice to pofałdowane drogi,

fińskie domki,

szczekające za ich płotami psy.

Tu jest mój dom, rodzina

Bardzo prywatna

Wielka mała ojczyzna.

BYTOM JAK DOM – MARTA MICHALIK

Bytom, miasto moje ukochane. To wbrew pozorem nie tylko popękane ulice, zapadające się dzielnice, nielegalne wysypiska śmieci, zrujnowane kamienice i kopalnie wpisane w krajobraz.

To coś znacznie więcej. To opera niosąca muzykę najpiękniejszą. To rezerwat przyrody, dający schronienie zwierzętom. To zabytkowe kościoły, w których się gromadzimy. To wielki rynek, gdzie się spotykamy. To lew nasz śpiący i fontanna tańcząca. To parki, w których odpoczywamy. To ludzie, których codziennie mijamy. To kawał historii, nieraz bolesnej, ale naszej niepowtarzalnej.

Bytom to my wszyscy, mali i duzi, starsi i młodsi. Zachowajmy go więc dla pokoleń, w stanie jak najlepszym. Nie mówmy: „Nie moja sprawa”, odwracając wzrok i ściszając ton. Przecież nasze miasto, to nasz rodzinny dom.

 „WCZORAJ I DZIŚ” – MARTYNA OLEK

Był późny wieczór. Krople deszczu leniwie opadały na ziemię.

Anna wracała ulicą Piekarską. Padało coraz mocniej, więc pośpiesznie wsiadła do tramwaju numer 38. Pojazd ruszył, światła lekko przygasły. W wagonie nie było nikogo. Dziewczyna spojrzała w okno. Świeciło słońce. Zdziwiona wysiadła przy poczcie. Nagle usłyszała odgłosy dorożek i strzępy rozmów przechadzających się dam w strojach z epoki. Anna rozglądała się nerwowo, szukając wyjaśnienia.

Z rozmyślań wyrwały ją okrzyki roznosiciela gazet. Zabrała egzemplarz i ujrzała zaproszenie: ” Po raz pierwszy na Śląsku! Opera Warszawska zaprasza do Bytomia na inscenizację „Halki” Stanisława Moniuszki”.

Anna uśmiechnęła się… Był 9 lipca 1920 roku, szła na premierę opery w jej rodzinnym mieście…

 „UMOWA O DZIEŁO” – KAMILLA SZULKIN

– Podpisałam umowę o dzieło na czas określony

– Z widokiem na Bytom?

– Na słów sto

– Pokaż im dzieło godne Horaka, co tam Horaka lepiej Hałasia (wiele „hałasiu” o nic?)

Czy będą: arkana, bachantki, koncepta, trele i tiule?

– Nie, to opowieść o „Małym Wiedniu”, tancerzu (Bardzo Cnotliwym Kawalerze),

śpiewaczce operowej, stęchłej secesji, rudym familoku i pajdzie chleba

– Bytomska moderna cuchnąca smogiem?!

– O tym, że gdy oddychasz tym miastem, wtapiasz się w jego rytm, jesteś częścią

dziwnego, eklektycznego ale swojskiego tworu… wspomnieniem z dzieciństwa

– O plackach mojej babci ale na blasze? I o „skakaniu w gumę”?

– O galaretce w „Delicjach” koło kina „Gloria”

– I o ojcu z oczami czarnymi od węgla…

– I jesteś u siebie?

– I jestem w domu

– Ale przecież UMOWA. Skończyłaś piętnaście słów za wcześnie!

– Zawsze będą tacy, którym wiecznie za wcześnie lub za późno, którzy wolą tam, a nie Tu….

 [#1] Prawdziwa legenda o pochodzeniu nazwy Bytom – JACEK PRUCHNICKI

Przed wieki – opat, skądś spod Strzegomia –

powziął pielgrzymkę w stronę Bytomia,

Lecz: krajoznawca nie był zeń wielki,

w drodze – za Bytom – wziął już Szombierki:

Miasto?! To przecież jakaś jest Betonia!

[#2] Prawdziwa historia ostatniego naprawdę bytomskiego klubu – JACEK PRUCHNICKI

Piękna miss Lwowa, panna Pogonia,

Niegdyś zbłądziła tu, do Bytomia.

Lecz – że dla wszystkich była miła,

Schedę w try-miga roz…bartyliła;

Cóż nam zostało? – chuda Polonia.

[#3] Prawdziwe dzieje naprawdę ostatniej bytomskiej księżnej – JACEK PRUCHNICKI

Księżna Markéta ze Šternberka

Chciała mieć pałac na Szombierkach,

Lecz książę Bolko, by szczędzić konia,

Wnet ją przygarnął do Bytomia,

Gdzie się tarzali w dość grzesznych gierkach.

O Piotrusiu, balonie i starej strażackiej wieży – KATARZYNA POLAK

Mój synek Piotruś wciąż powtarza, że chce zostać strażakiem. Jego koledzy twierdzą, iż rozsądniej jest wybrać zawód lekarza albo prawnika, ale on twardo trzyma się swego postanowienia. Na Dzień Dziecka nauczycielka rozdała dzieciom karteczki i baloniki o kształcie serduszek. Każde dziecko miało narysować swoje marzenie, a następnie przyczepić do nadmuchanego serca. Pomysł ten bardzo się wszystkim podobał. Piotruś, oczywiście, narysował siebie w strażackim wozie. Gdy wracaliśmy, sznureczek wymknął się z jego dłoni i serce poszybowało w dal. Następnego dnia koleżanka doniosła mi, że przechodząc obok remizy widziała coś zabawnego, a mianowicie dziecięcy balonik, zahaczony o szczyt zabytkowej wieży strażackiej. Wiedziałam, czyja to własność. Któż wie, czy to nie była zapowiedź, że marzenie Piotrusia kiedyś zostanie spełnione…?

 SPACERUJĄCY ODPOCZYNEK – ANNA SOBIESIAK

Rostka – warzywniak – jajeczka – Agora.

Góra – dół – zero – tak jeżdżę od wczoraj.

Ledwo co idę z torbami przez Jainty,

O! Już Ryneczek, się zgrzałam, nie żarty!

Widzę – ławeczka! Moja kochana!

Tak sama stoisz zapewne od rana.

Już się przysiadam – jak będzie mi miło!

Nogi wyciągnąć, radować się chwilą.

Słoneczko nam świeci, jak piękny to dzień!

Wtem… jakiś błysk! Złota blask bije zeń…

Na drewnie jest szyldzik, że ławka prywatna!

No i co teraz? Czy odejść? Zagadka?!

Niech tylko tchu złapię, od razu wstaję.

Oj! Ja się na taki stres nie nadaję!

I poszłam. A własna mnie zbrodnia nagliła.

Gdzieś ty usiadła, babo, gdzieś była?

BYTOMSKI ŚPIOCH – ANNA SOBIESIAK

Ziewnął raz kiedyś, lecz kiedy – któż wie?

Wnet potem zasnął i w kamiennym śnie

wszystkie kolory śnią mu się, lody,

Dzieci, pragnące wprost na nim przygody.

Śni mu się miasto dziwnie ryczące,

Innymi dźwiękami niż on ryczeć chcące.

Różne dziwadła śnią mu się stale:

I o remontach i koncertu szale.

Raz, że fontanną zwiozło go psisko

Wprost na dół, w zimie, na lodowisko!

Potem zaś żywe zapachy mięsa,

Co do pożarcia by mogły zachęcać!

Ale nie…

Zastygłe ciało, pysk wiecznie śpiący,

Uśmiechający, lekko mruczący…

Wcale niegroźny. Więc śmiało wszyscy!

Stańmy tuż obok! Dla niego my? Bliscy!

Na Rynku drzemie, sny śni w Bytomiu.

Jest aż tak grzeczny, że mógłby żyć w domu!

 Brif ze Bytomia do Ponboczka – ANNA SOBIESIAK

Moj Ponboczku!

Na drugim sztoku familija mo fajer. „Mo żyć!…” – mu rycom – dyć opa boł hajer! Trzidziści łoziym suje glajzami, wiysz, frele wsiadajom, nawet ze synkami. Na place muzyka pitła łoknami, w baksztubach ogonkiym za ekstra żymłami. Roztomaitych śe spraw po dzielnicach imajom. Brűninga brak bajzlu dziśioj wspominajom. A jo śe wpatruja we familoki, w jeich gymby łotwarte, w jeich ajnfart szyroki. Kajniekaj śe piyknie niykiere sztiglujom, a zaś kajindzij na pół rozpadujom. Fest śe raduja, że miyszkom tukéj i za mój Hajmat rzykać mi dej! We brifie Će prosza: Ty wszystkie drobionki nom pozamiyniej w rube rzymloki.

 BYTOM – MIASTO MYCH MARZEŃ – KRZYSZTOF WOŹNIAK

Tu pierwsze kroki swoje stawiałem,

„Pierwszą czytankę” tutaj czytałem,

Stąd mam dzieciństwa piękne wspomnienia,

Tu śniłem swoje sny i marzenia.

Bytom – piastowskie miasto za młodu –

Ma dumne miano Srebrnego Grodu;

Choć być stolicą nie aspirował,

Jest starszym bratem miasta Krakowa…

Mijały lata peerelowe,

W nich Bytom „robił” za dojną krowę;

Wciąż najcenniejsze swe skarby tracił,

Nic nie zyskiwał, choć ciągle płacił.

Bytomiu!

Rad bym Twe piękno i dzisiaj sławić!

Może cud jakiś Bóg raczy sprawić,

Może wystarczy na to me życie,

Że staniesz w pełnym krasy rozkwicie –

Jak w mych marzeniach bym znów Cię widział;

Sercem bytomiak – choć z Podbeskidzia….

 NA BYTOM – KAROLINA TUBIS

Gościu! Siądź na Dworcowej i odpocznij sobie!

Nie dojdzie cię tu spokój, przyrzekam ja tobie.

Gwaru tu pełno, harmider, tłok wielki,

W bród sklepów, kawiarń, opodal dwa skwerki.

Zabytków, pamiątek ci u nas bez liku,

Zmęczony usiądziesz w pubie przy stoliku.

Muzeum Górnośląskie, Miejska Biblioteka

Na placu Sobieskiego na ciebie czeka.

Na Operę Śląską czas także miej,

Zobacz, jak piękne są loże w niej.

Rynek również jest godzien uwagi,

A śpiący lew w centrum dodaje powagi.

Przechodniu! Zajrzyj tu do nas koniecznie!

A Bytom w twej pamięci pozostanie wiecznie.

„MIASTO NIEZYWKŁE” – NATALIA LEMPART

Na rynku bytomskim groźny lew grasuje,

choć wykuty w brązie to on tam panuje.

Mamy kościołów zabytkowych wiele,

a w nich urzędują zacni kaznodzieje.

Nawet własną rzeczkę, Bytomkę mamy,

choć szczerze mówiąc, kiepsko o nią dbamy.

A piękne wzgórze imienia świętej Małgorzaty

broniło nas od porażek i straty.

Choć dzieje Bytomia burzliwe były nieraz,

wolnością się cieszyć możemy teraz.

Bo nasza ludność bytomska

zawsze walczyła do samego końca.

Mimo, że kopalnie nam pozamykali,

a nic w zamian dobrego nie dali,

my, bytomianie się nie poddajemy

i walczyć o miasto nadal będziemy.

Pomyślmy, ile daje nam to miasto…

Rozrywkę, pracę i własne gniazdko.

Doceńmy miasto nasze tajemnicze,

bo ono skarby ma głęboko ukryte.

 BYTOMSKI KRÓL – ANNA PILISZEWSKA

Skąd przybył? – nie wiadomo. Pojawił się pod pomnikiem dłuta Tuckermanna, przedstawiającym chłopca na niedźwiedziu…

Krążył. Oswajał teren, płosząc stadka gołębi. Terytorium królestwa ustalił pomiędzy Fałata i Kraszewskiego. Żartowano, że chyba coś go ciągnie do sztuki.

Miodowe ślepia, mleczna biel futra i wielkopański chód sprawiły, iż obwołano go Królem.

Może go weź … – powiedziałam do ciotki, ale ciotka westchnęła i pokręciła głową – miała już cztery koty.

Dokarmiali go mieszkańcy pobliskich domów.

Raz, kiedy rezydował na grzbiecie niedźwiadka, przyszła pod pomnik wytworna dama, którą z tegoż powodu nazywano Księżniczką.

– Zabieram kocurka do siebie! – oświadczyła stojącym obok kobietom. – Mówię to na wypadek, gdyby go jednak ktoś szukał.

Odtąd w Bytomiu wspólnie mieszkają Księżniczka i Król.

Dzięki Przyjaciółce – MARTA TOMECKA

Moja babcia urodziła się trzy lata przed wojną we wsi Postękalice, niedaleko Bełchatowa. Ciężką pracę w gospodarstwie poznała już we wczesnej młodości. Jej siostra, po ukończeniu szkoły, zatrudniła się w redakcji Przyjaciółki. Czytając ogłoszenia w gazecie, babcia dowiedziała się o wolnych miejscach pracy i mieszkaniach w Bytomiu. Razem z dziadkiem postanowili zaufać Ślązakom. Dziadek został górnikiem na Rozbarku. Był złotą rączką i elektrykiem, cenionym za umiejętności i dowcip. Babcia została krawcową, zawsze serdeczną i uśmiechniętą. Szybko wrośli w kulturę Górnego Śląska.

Ostatnio zapytałam moich starzików, czy jest jakiś łącznik pomiędzy Postękalicami a Bytomiem. „Szczęść Boże – powiedzieli – to pozdrowienie towarzyszyło nam przez całe życie.

Początkowo wiązało się z pracą w polu, ostatecznie jednak przesiąkło charakterem kopalni i kościołem świętego Jacka, w którym ochrzciliśmy nasze dzieci.”

 Hanyska i Gorol – MARTA TOMECKA

Mojo roztomiła je z Bytónia. Jo skuli nij przyjechoł na Ślónsk z Bełchatowa. Po weselichu kupili my se chałpa. Wzion żech machera, coby nom kafle pokłod. Mioł muskle jak żyniaty kopruch i kudły choby pieron w sznitloch trzas. Roz mojo babówka wylozła na plac, coby dować pozór czy wszysko gro i bucy. A fachman drzi sie jak stare galoty: „Kaj je kara?” Łona ni kapnoła, co łon chce, bo za bajtla łojce nie godali do nij gwarom, a na wichajstrach z warstatu znoła sie choby koza na łorganach. Toć godo majstrowi szpryciula: „Spytom chopa!”. To jo zawióz kare macherowi. A mojo kobita śmioło sie, że o mało lacia nie zezarła, że jo, Gorol lepi sie rozumioł na godce, co łona – Hanyska.

 Niemiecka żyniaczka – MARTA TOMECKA

Część mojej rodziny mieszka w Niemczech, lecz wciąż rekultywuje polskie, śląskie tradycje. Kiedy rok temu otrzymałam zaproszenie na ślub kuzynki zza zachodniej granicy, nie przypuszczałam, że uroczystość będzie obfitowała w tak swojską atmosferę. Dzień przed ceremonią w drzwiach stanęli przyjaciele i rodzina pary młodej, zarządzając czaskanie. Musieliśmy jednak wziąć pod uwagę niemiecki Ordnung i raczej symbolicznie potraktować hałaśliwy zwyczaj. Nie zabrakło kołocza, świeżo pieczonego przez matkę panny młodej. Po zaślubinach, kiedy zasiedliśmy do weselnego stołu, podano rolady z modrą kapustą i śląskimi gumiklyjzami. Niemiecka część gości była zachwycona specjałami, których próbowała po raz pierwszy. Zaskoczeniem okazały się warzechy, używane podczas oczepin. Wesele przeniosło mnie do Bytomia sprzed kilkudziesięciu lat. Poznałam zwyczaje znane tylko z opowieści o żyniaczce moich rodziców.

 „Cegielniana” – WOJCIECH SKIBIŃSKI

Pamiętam tę starą cegielnię. Jedną z kilku w okolicy. Kopalnię gliny też pamiętam. Cegielnia była już w ruinie, a po kopalni zostało olbrzymie wyrobisko i jakieś fragmenty szyn. Tam nie wolno było nam chodzić. Byliśmy dziećmi i rodzice się o nas bali. O wypadek w tym miejscu było łatwo. Przy ulicy Fałata pozostało pięć kamienic tak innych od pozostałych. Mieszkali w nich kiedyś pracownicy kopalni. Cegła była potrzebna. Z niej powstał kompleks zabudowań w stylu architektury wiedeńskiej. Wtedy się nazywał Kalide Block. Mamy trochę Wiednia w Bytomiu. Na miejscu kopalni wyrosły ogródki działkowe. Cegielni nie ma. Jest mała uliczka – Cegielniana.

 „Bytom, to Bytom” – WOJCIECH SKIBIŃSKI

Bytom, to Bytom. Niegdyś Beuthen, ale nigdy nie Stalinogród. Stalinogród to smutna historia Katowic. Stalin w Katowicach nawet nigdy nie był. Był towarzysz Breżniew. W Bytomiu też. To jednak nie na cześć Breżniewa bytomianie nosili degolówki (takie czapki), a na cześć Prezydenta Francji Ch. de Gaulle’a. Był w Bytomiu w 1967 r. pół Polski pokochało degolówki i nosiło je paradnie. Zapanowała taka moda. Skąd zatem w Bytomiu „Plac Czerwony” tego nie wiem, ale tak się mówi na Rynek. Może od tej czerwonej kostki, a czerwone dziś nie w modzie. Ja pamiętam de Gaulle’a i czasem chodzę na „Plac Czerwony”.

„Małpy w Bytomiu” – WOJCIECH SKIBIŃSKI

Tak mimochodem kiedyś rzuciłem w gronie rodzinnym: chodźcie idziemy do małp.

Usłyszałem: ale małp już nie ma. No, a miś? Misia też już nie ma. Misia się bałem. To był olbrzymi niedźwiedź. Małpy były fajne. Basia i Kuba. Kuba nie miał jednego oka i wszyscy mówili, że to Basia mu wydłubała. Czy to prawda? Nie wiem. Prawdą jest, że małpy były. A miś? Miś zbiegł z klatki i odgryzł małemu chłopcu rękę, ale to nie prawda. Mój miś nigdy by tego nie zrobił, bo lubił cukierki, a mali chłopcy tacy jak ja chętnie mu je rzucali. To legenda.

„Jak to ze lwem było” – WOJCIECH SKIBIŃSKI

Jako dzieciak czytałem „Jak to ze lnem było”. Lubię Konopnicką i fajnie, że jest taka ulica w Bytomiu. Nie przypadają mi do gustu żelaźni ludzie, żelazne damy, żelaźni kanclerze. Nie lubię Bismarcka. Był to był, fajne jest tylko to w Bismarcku, że pozostał po nim lew w Bytomiu, bo ja już teraz wiem jak to ze lwem było. Był za kanclerza i to długo, a potem go nie było. Pojechał do Warszawy, czy go wywieźli. Jakoś tak. Jest znowu w Bytomiu. Wrócił, czy go przywieźli. Jakoś tak, ale jest. Nie jest z żelaza. Śpi sobie na Rynku. Chyba mu tu dobrze.

PATRYCJA WITKOWSKA

Centrum Bytomia, wychodzę z domu, widzę lokalnych pijaczków, chłopaków z pod monopolowego, matkę wrzeszczącą na dziecko. Mijam ponure, obdrapane kamienice, które w nocy mogłyby służyć za domy strachu. Dochodzę do przystanku i słyszę mężczyznę, który mówi, że Bytom to sama patologia i najlepiej zrównać miasto z ziemią. W takim razie co on tutaj robi? Ja widzę to inaczej. Widzę piękny park z Wyspą Marzeń, uśmiechniętych emerytów na rynku, kamienice z historią i ludzi z pasją. Tak chcę patrzeć, optymistycznie w przyszłość i nadchodzące zmiany. Wybrałam to miasto, tak jak inni ludzie wierzący w Bytom. A ty, w którą stronę patrzysz?

SEN O BYTOMIU – GRAŻYNA ROMAŃSKA

Miałam piękny sen. Szłam ulicą Wolności, potem Piekarską, dochodząc do jeszcze niezrujnowanego placu Kościuszki, gdzie było mnóstwo sklepów i pokus. Z przyjemnością mijało się sklepy, kawiarnię „Ludową”, Składnicę Harcerską, dom towarowy, drogerię, sklep „BB”. To była stała trasa. Teraz jeżdżę samochodem i może dobrze, bo za często nie widzę dokładnie tego, co stało się z miastem. Postanowiłam jednak odbyć taką drogę pieszo i skonfrontować wspomnienia z rzeczywistością. Czarną, ale nie przez sadze, a przez działanie, a właściwie niedziałanie kolejnych władz. Puste sklepy, zabite deskami, bunkier Agora w centrum miasta, odrapane kamienice i pustostany. Przerażający obraz. Co nam, mieszkańcom, zafundowano? Po transformacji. Wizję niemocy i upadku. Kto za to poniósł odpowiedzialność?

WIZJA PRZYSZŁOŚCI – GRAŻYNA ROMAŃSKA

Miasto kwitnące, pełne młodych ludzi, którzy mają gdzie pracować, mieszkać, widzą przyszłość, nie chcą stąd uciekać. Czy to mrzonki? Nie, to możliwe, chociaż trudne po tylu latach. Czy to trudno uratować jeszcze ta substancję mieszkaniową poprzez danie jej ludziom po przysłowiowej złotówce? Nie, trzeba chcieć. Cale lata „wyjaśniano” stan prawny mieszkań opuszczonych, czekając na ich kompletne zdewastowanie. Czy to trudno przyciągnąć inwestorów w taki sam sposób? Nie, ale kolejne władze miały inne preferencje. Budowano markety zamiast wzorem innych miast za wszelką cenę stwarzać miejsca pracy nie sprzedawców, ale producentów.

Nasze piękne kiedyś miasto nie może dłużej być miastem banków (zamykanych), aptek i lumpeksów. Mieszkańców coraz mniej, a urzędników, spółek gminnych coraz więcej. Obudźmy się !

CO DALEJ? – GRAŻYNA ROMAŃSKA

Kiedyś, chociaż brudne, to tętniące życiem miasto przyciągało przyjeżdżali ludzie z całej Polski, dziś uciekają. Straciliśmy całe lata, nie mieliśmy gospodarza. Jest wielu wspaniałych, zacnych ludzi, którzy dbają o kulturę, brakuje nam zarządcy z prawdziwego zdarzenia. Nie przypadkowych urzędasów chcących pobawić się w politykę, rajców zasiadających w radzie przez kilka kadencji, ale ludzi przygotowanych, myślących i wierzących w to, że Bytom można jeszcze uratować. Uratować nie sprzedając kolejne kamienice i zadłużając miasto. Potrzeba ludzi z wizją, młodych, niezwiązanych z poprzednikami. Czy doczekamy się nareszcie takich władz z sercem zarządzających miastem, a nie tworzyć kolejne stołki? Czy niesprawdzeni od lat urzędnicy, kierujący co i rusz czymś innym w końcu odejdą? Czy nadejdzie moment, kiedy będziemy dumni z naszego miasta, a młodzi mogli je pokochać?

HANNA PASZKO

KAJ TO JES ? Jo to wiym, możno i ty tyż wiysz ? Rusz gowom i godej kaj to jes ! Kaj jes tako fara, co wielu kapelonków miała. A najgryfniejszo Świynto Patronka, łod tych, kere za wonglym pod ziemia wlazujom, na kościelny ołtarz wyniesiono. Nie teroski ale downo tymu. Przed Niom, błagania i lamyny skłodali, Ponbuczka wołali, nie yno te, kere sie blisko rodzili, ale i te, kere sie tam przykludzili, i te, kere we wojna, ze swoich domów wyciepowani zostali. Możno tam trefić piszo, abo na kole abo pojechać banom, kero jes yno jednyo tako we Bytomiu i mo nastalowany numer 38.

HANNA PASZKO

Zapraszam niedowiarków do niezwykłego miejsca. Niezwykłego z racji swojego położenia i trwania przez stulecia. Jest takie niezwykłe miejsce na Wyżynie Śląskiej. Miejsce, które nadal przyciąga ludzi, o szerokich horyzontach postrzegania i umiłowania, szumem starych drzew w ostojach leśnych, śpiewem ptaków różnorakich i najwspanialszymi porankami z rosą rozsianą na trawach. To nic, że ziemia pod stopami drży i niepokoi, gdy wstrząs niespodziewanie się pojawia. To nic, że szkody górnicze już na stałe ubogaciły ten krajobraz. To nie ma znaczenia! Bytom – dla jego mieszkańców- nadal jest wyjątkową serdecznością, ciepłym domem, miejscem tworzenia i realizowania własnych marzeń. Nie wierzysz mi, nieznajomy podróżniku? Przyjedź, zobacz, zasłuchaj się, pooddychaj, zadumaj się, oceń… Zapraszam…

HANNA PASZKO

GDYBY NICZEGO NIE BYŁO ?

Gdyby nie było planu

myśli twórczej natchnionej

wykonawców rzetelnych

to kto zbudowałby Bytom ?

Gdyby nie było wiary

w Ojca, Syna i Ducha Świętego

miłości nadziei pracy

to kim byliby jego mieszkańcy ?

Gdyby się nie spotkały

kultury religie języki

piękno dobro poszukiwanie

to gdzie pozostałby węgiel ?

Gdyby nie było założycieli rozkwitu

srebrnych kołysek dziecięcych

hut kopalń ciężkiego przemysłu

to komu stawiano by pomniki ?

Gdyby nie było prawdy

rodzenia dojrzewania umierania

śladów mocno utrwalonych

to co pozostałoby po nas ?

 MIROSŁAW KOSIŃSKI

Bytom – miasto czcigodne i piękne, kiedyś zamożne swym przemysłem, który kwitł tu przez wieki, który dawał ludziom dobrobyt i dumę. Kopalnie i huty, zakłady odzieżowe i maszynowe. Bytomska Opera i Szkoła Baletowa to prawdziwe perły kultury, do których pielgrzymują melomanii z całego Śląska. Wspaniali bytomscy sportowcy: piłkarze i dżudocy, rugbiści i tenisiści. Wielkie emocje i sukcesy. To wszystko żyje, trwa, a przecież Bytom pilnie potrzebuje radykalnej kuracji, potrzebuje przestrojenia na nowoczesność. Bądźmy dobrymi gospodarzami. Zadbajmy o czystość ulic i podwórek, nie odstraszajmy mandatami naszych gości Targu Staroci na Szombierkach, przywróćmy świetność Bobrka. Bądźmy przyjaźni dla siebie i innych! Nasze miasto może jeszcze pozytywnie zadziwić. Los jego leży w rękach jego mieszkańców.

Łodwiedziny – BOGDAN NOWICKI

Krucabomba, przyfurgała do nos familjo z dalyki Łostralii. Przyfurgała i cza ich było kajś wzionć. Oma pedziała, że wprzódy pódymy do Kościoła Wniybowziyncia Nojświyntszy Paniynki, kieby porzykać i kieby pokozać ymigrantom kaj piykny jes Bytom. Jo oblyk żech sie w ancug, fater tyż – łon mioł swoj jeszcze z żyniaczki, a mama wlazła w jakoś kwiotno kiyecka, kiero żech niy widzioł od lot. Idymy, wszytko wyglondo piyknie… Fater godo, że tu spendzioł dugie lata. Tedy mama pokazuje rynkom na kamiynice, kere som stare. Familja z Łostralii bliko na som wiyrch kościoła, świycom szkiyłka witraży. A my czujymy, że blikajom ku nom ludzie i zaciekawione patrzom, kaj my z łołstralijskom familiom, w nojpiynkniejszych galotach i kiyeckach, idymy na mszo.

 Bytom – KRZYSZTOF KANCLER

Stoję przy oknie- na widok patrzę, oczy przecieram.

W szoku znów patrzę. Kolejna kopalnia- w mgle się rozmyła.

„Jo śląski górnik spod Bytomia”, jak bajka brzmi.

Nie ma już kopalni, po śląsku nie mówi nikt.

Smog nam pozostał na pamięć tych dni:

Kiedy wszyscy zewsząd chcieli tu żyć!

Dziś nie pozwólcie zapomnieć tych dni,

Gdy Bytom w swej chwale rozrastał się.

Nauczcie nas godać i witać się,

Niech górnicze „ Szczęść Boże” wesoło znów brzmi!

Kościół Najświętszego Serca Pana Jezusa – KRZYSZTOF KANCLER

U nas w Bytomiu kościół stoi murowany,

Gdzie dziadek mój był chrzczony, a ojciec bierzmowany.

Z nim ta historia moja, krótka jest związana.

Gdyż go zbudowała śliczna, dobra dama.

Bozia dziewczynie straszne dzieciństwo zgotowała,

Bo ojciec szybko umarł, a matka nie kochała.

Gdy miała cztery lata odejść jej nakazano,

Los i życie w ręce „Śląskiego Diabła” dano!

Za to, że się nie bała i serce okazała,

Całą miłość i majątek w zamian dostała.

Z mężem swym majątek rozsądnie podwajała,

I o ludziach w okolicy nie zapomniała.

Kościół nasz, o którym wspomniałem,

Nie pozostał nam na wieki jej jedynym darem!

I chociaż hrabiną Joanną von Schaffgotsch zwana,

U nas jako „Śląski Kopciuszek” zapamiętana!

 LETNI SPACER – ANNA STERN

Zszedłem z kamiennego stopnia. Rozejrzałem się wokół: roześmiani nastolatkowie siedzący na ławkach, rodziny z dziećmi i gruchające, tłuściutkie gołębie. Wszystko piękne, zadbane; ukwiecone donice oblegane przez pszczoły. Dużo się zmieniło od ostatniego razu. Ruszyłem przed siebie zalanymi słońcem ulicami. W nozdrza uderzyły mnie zapach lata i wszechogarniająca, buzująca wesoło energia. Najwidoczniej dawna klątwa odeszła już w zapomnienie. Obok pływalni miejskiej moja osoba wywołała sporą konsternację. Kilka osób spuściło wzrok i czmychnęło za szpaler drzew. No co, to już nie można być innym niż wszyscy? Mamy w końcu dwudziesty pierwszy wiek. Zawróciłem, przy wtórze treli apetycznie wyglądających ptaszków. Rozbolały mnie łapy. Zająłem miejsce na rozgrzanym słońcem postumencie. Chyba znów się zdrzemnę.

 SEN O BYTOMIU – MICHAŁ SKOWRONEK

Moje miasto zasypia.

Spokojnym oddechem wyrównuje

bicie zmęczonego serca.

Opustoszały alejki w parku

Świetlik czuwa nad zabłąkanym przechodniem.

Jutro trzeba wstać wcześnie,

obudzić znowu to miasto.

Wypełnić szkoły i sklepy,

popatrzeć na taniec fontanny na Rynku.

Jest coś takiego w Bytomiu,

że chcę się tu budzić i zasypiać.

Przesypywać z młodszym bratem

piasek z piaskownicy,

zasadzić drzewo z ojcem,

popatrzeć w niebo,

plewić ogród,

wyprowadzić na spacer

psa ze schroniska

podnieść upuszczony przez kogoś bezmyślnie papierek

wrzucić go do kosza.

Odkrywać na nowo

Pozornie znane miejsca

Pytać?:

Dlaczego?

Jak?

Gdzie?

Wierzyć, że to miasto zmieni się

na lepsze

ULICA MICKIEWICZA – ANTONI WINIARSKI

Promienie zachodzącego słońca liżą czerwone szczyty domów. Cień kamienicy wspina się po balkonach, parapetach okien w stronę niebieskiego nieba, aż zawłaszcza wszystko. Zapada zmrok. Zamykam oczy, słyszę szept gaworzących drzew, dźwięk dzwonów św. Barbary. Cofam się w przeszłość. Z okna na pierwszym piętrze wygląda Kasia, zasłania firankę. Szewc postukuje młotkiem kończąc pracę. W drzwiach staje kobieta, coś mówi, wyławiam tylko tajoj. Cienie wyłaniają się z mroku tocząc rozmowy w obcym języku. Na ścianie obco brzmiące napisy: Butter, Sahne, Käse. Wtem domy gdzieś się rozpływają, wytyczana jest ulica, wozy zaprzężone w konie zwożą cegły… 

Przyjeżdżający autobus 114 przywraca mi teraźniejszość.

 WSTRZĄS – ANTONI WINIARSKI

ZADŹWIĘCZAŁY SZKLANKI W KREDENSIE, ZAKOŁYSAŁA SIĘ LAMPA w kuchni. Znowu tąpnęło – powiedziała mama. Na ścianie pokoju pojawiła się ukośna zygzakowata rysa z pęknięciem wychodzącym na korytarz. Drzwi z przedpokoju do pokoju z trudem się otwierały. Tąpnięcia zdarzały się często, dlatego na ścianie kamienicy, dla kontroli, założono plomby. Kolega opowiadał, że wstrząs był tak silny, iż w mieszkaniu ze stolika spadł telewizor. Najgorzej było na ulicy Północnej, gdzie domy znacznie przechylały się. Aby zjeść zupę, trzeb było pod dwie nogi stołu podłożyć książki. Plan wydobycie węgla był priorytetem.

W Japonii przeżyłem słabe trzęsienie ziemi. Odczucie było zupełnie różne od bytomskiego tąpnięcia.

 ARCHITEKTURA OBCYCH PLANET – DANIEL MIERZWA

Idąc wzdłuż murów miejskich porankiem świetlistym, sobotnim spokojem, widad kamienie sędziwe. Jak przeszłośd mają smak słodko-gorzki -bytomskie ulice nie są nowe. Jak poręczy chwytam się, tego co było, żeby nie wpaśd w dół melancholii, w podziemne światy czarnych ludzi, tak zasłużonych dla historii tego miasta. Widad jeszcze pamiątki, ślady poplątanych dziejów, mury, cegły, bryły, kształty, niczym pozostałości architektury obcych planet. Wczoraj osadza się brunatnym pyłem na codzienności, na którym pozostają odciski palców, delikatne znaki teraźniejszości, która wkrótce będzie już tylko minionym. Wiosenne słooce mnie oślepiło, nic już dzisiaj nie zobaczę. Może przystanę u stóp lwa, jak wielu przede mną.

 SPACER– ANTONI WINIARSKI

Z placu Sobieskiego, gdzie podobno sam król postawił namiot maszerując na Wiedeń, idę pod górę obok Straży Pożarnej i kościoła Mariackiego z Bytomską Madonną. Przede mną Rynek. Tu ospale przeciąga się lew spoglądając na przybyłych po wojnie z grodu Lwa, utraconego raju. Ratusz rozpłynął się w wojennej zawierusze. Z Rynku blisko do kościoła św. Wojciecha, po wojnie zwanego kościołem repatriantów. Ulica Wałowa, która utrwaliła pamięć o murach miejskich otaczających gród, prowadzi mnie w pobliże placu Sikorskiego, gdzie gmachy IV LO i Opery Śląskiej sąsiadują ze sobą. Ulicą Katowicką, mijając Galerię Handlową Agora, dochodzę na przystanek tramwaju 38 przy ulicy Piekarskiej.

 NIEZAPOMNIANE MARZENIE – MICHAŁ SKOWRONEK

Gdy miałem siedem lat
Napisałem wiersz o Bytomiu.

Byłem smutny, bo
domy tu szare i pochylone,
dworzec kolejowy
zaniedbany i brudny
Pociągi jeździły rzadko,
a ja bardzo lubiłem na nie patrzeć.

Miałem wtedy marzenie.

Chciałem zrobić coś,
żeby to miasto znów było ładne.

Dlaczego tak mi zależało?

Bo tu mieszkają ludzie,
których kocham.

Wiosna pachnie wyjątkowo.

Minęły cztery lata
Mam prawie dwanaście lat.

Nie jestem jeszcze dorosły,
ale nadal kocham Bytom.
Uczę się historii mojego miasta.
Piszę o nim wiersze,
które są czytane na międzynarodowych konkursach.

Uśmiecham się, kiedy ludzie mówią:
„Miszka Twoje miasto musi być naprawdę piękne”.

TĘSKNOTA. POWROTY PO LATACH – TADEUSZ PAJĄK

nie ma już chałupy dziadków krytej strzechą

i ogrodu z piwoniami

sterczy jeno komin

pachnący jeszcze świeżym chlebem

sąsiedzi nie pamiętają

ani babci bielącej wapnem ściany

ani dziadzia goniącego krowy na pastwisko

a komin z kruchej cegły czeka

jakby nic się nie stało

by rozpalony jego piec

i dym mógł znowu spotkać się z chmurami

jedynie dębowy stół

ostał się w drewutni

czeka na porąbanie

kiedyś zasiadano przy nim

do wigilijnej wieczerzy

lubił różne święta

był chlubą całej rodziny

powierzano mu różne tajemnice

coraz bardziej stawał się wysłużonym meblem

teraz czeka w drewutni pośród pajęczyn

na dopełnienie swego żywota

i słucha ciszy

zdarza się że zawita wiatr

wtedy skrzypi i skrzypi

BYTOM – MOJE MIASTO – TERESA ROBAK

BYTOM – dawniej miasto węgla i stali
Dziś kulturą i sportem się chwali
Miasto – wspaniałe obiekty ma
Opera Śląska, Teatr Tańca i BCK-a

Wspaniały Ratusz – parkiem otoczony
Dojdziesz tu z każdej strony
Latem w amfiteatrze – muzyczna Gala
Koncertów słuchać nam pozwala

Ulice latem – ozdobione kwiatami
Kamienice w Rynku – błyszczą kolorami
Ludzie chodzą – podziwiają
Pod parasolami – piwo popijają

Nasz Prezydent – jest optymistą
Chce żeby miasto – miało wszystko
Niektórzy mieszkańcy – rządy krytykują
Większości Prezydenta szanują.

Na Palcu Kościuszki – stoi AGORA
Centrum handlowe to wspaniała rola
Mieszkańcy wszystko chętnie kupują
W kawiarniach – ciastka konsumują

BYTOM – to nasz dom
Na 100-lecie Niepodległości…
Powiedzcie o jego przyszłości

KRÓTKA OPOWIEŚĆ O MARYNARCE – TADEUSZ KOZIURA

Dziadek był wunderkindem. Bergakademie ukończył w wieku dziewiętnastu lat.
Z Berlina do Bytomia dowiózł go w cztery i pół godziny „Fliegender Schlessier”. Oszklona jeszcze w całości hala dworcowa przypomniała mu lwowską, bo wujek Otto wżenił się w Galicję. Wujek Janek odwrotnie. Był „gorolem” i kierował szkołą
w Piekarach Śląskich. Dziadek zatelefonował mu dowcipnie: – „Ujek, dzwonią do cie z Reichu. Byda tu robieł w Beuthen…” Jeszcze nie dorósł powagą do rangi swego dyplomu.

Dorównujący najstarszym w Polsce Bytom był najpiękniejszym miastem Górnego Śląska. Ocalałe od podpaleń Armii Czerwonej, secesyjne centrum rozebrano dopiero decyzją władzy komunistycznej. Była totalna, jak ta Hitlera: – Węgiel, Parteigenossen, najważniejszy…”Kwartały dzielnic kruszały, naruszane podziemnymi wstrząsami.

Bytom odradza urodę z wysiłkiem. Wjazdowa wizytówka – ulica Katowicka – czeka z UE zapowiedzianych kwot na makijaż…

„Sporo tu urokliwych miejsc do zagospodarowania” – powiedział przyjaciel, architekt z Włoch., siedząc ze mną przy piwie na Rynku. – – „Tylko nie zatwierdzajcie tandetnie wykonywanych robót. Masz to komu powiedzieć?” Mam. Zacnej grupie, wymuszającej odnowę wnętrza dworca kolejowego. I paniom z Ligi Kobiet Nieobojętnych. Bo obojętni i lumpeninteligenci nie animują postępu. Powiedział do dziadka znany ongi w Hindenburg, dziś Zabrze, krawiec Stolzman: – – „Oj! Panu sztajgrowi nie spodobywywuje się ancug? To pan popatrz tylko na ten marynarek i na ten Hindenburg!”

W Bytomiu nigdy by tak nie powiedział.

 PUNKT WIDZENIA – KAROLINA SZCZEPANIAK

Ty widzisz                                                                  Ja widzę

Bezzębnych bezrobotnych                                       Ambitnych młodych ludzi

zbierających złom                                                     nawet jeśli Bytom to tylko

                                                                                                                         sypialnia Śląska

Pijaństwo, syf i ubóstwo                                         Żabie Doły rozbrzmiewające

                                                                                piękną pieśnią natury


Pokopalniane rudery                                              Szkody górnicze, które dla

                                                                        mojego syna stanowią

                                                                               punkt wyjścia do poznania

                                                                               historii tych najpierwszych

                                                                                 rodzinnych i lokalnych          

Tak, mieszkamy w tym samym mieście.
Spotkasz mnie w warzywniaku u pani Agnieszki,
Na Placu Akademickim, kiedy rozmawiam z synem,
a nie – wydaję polecenia oczekując bezwzględnego posłuszeństwa
Uśmiechnę się do Ciebie w tramwaju 38,
na jednej z najkrótszych tras tramwajowych w Europie.
To samo słońce wszędzie świeci.
Chodź!
Nauczę Cię w nie patrzeć!

PIOTR WĄSOWICZ

Poruszam się po trotuarach nocy, drogami starych nawierzchni, przywołuję obraz przedchwilny. Światło dnia, klosz słońca na przemian wyostrza i gubi bryły kamienic. Secesja – otwarte zielniki. To Miasto, ten czas, jestem teraz i wtedy. Patrzymy na zegarki, porządkują, przywołani do przyśpieszeń, wstąpień i zastąpień omylnych. Sięgam sklepień zamkniętych powiek. Śpi Lew na Rynku, gotyk Świątyni, a gdy skręcę w lewo tam dwie wieże wieńczą gwiazdy. Jaki to kod tajemny, to co już prochem i co jest? Dźwięki jak rzeczy przenikają przestrzeń. Nie pytają dzwonów jedynie szczęśliwi. I nasze jasne niebo przecinają meteory. Czy je widzisz?
A pociągi u nas tak rzadko stają na stacji – może tu więcej tęsknoty.

 SPACER KSIĘŻYCOWĄ NOCĄ – MAREK WĄSOWICZ

Nocą ową księżyc był w pełni, być może to jego sprawa, że było pół na pół, jak sen i jak jawa. Kamienną wspinam się uliczką: gród, wały, palisady, tak znam, to wzgórze Małgorzaty. Już jestem gdzie indziej,… za moment wypływa coś jakby żaglowiec, w dwa ozdobiony maszty mauretańskie. I słyszę dzwony świątyni co starsza od miasta. Gdzie rynek?, tam. Zawracam i stoję strwożony. Lew, śpi, zmęczony trudem polowań, ostrożnie – więc cicho przechodzę. Tyle tu krąży tramwai, jeden tylko dzwoni, na tarczy ma numer 30 i 8. Mijam panie i panów wytwornie ubranych, później ich spotkam w kawiarni Odersky. I już inne czasy, stroje, fryzury, z otwartych okien słyszę pochwałę autostopu. To Karin i gitara, kołyszą się warkocze, malowana la-la. Szerokim idę deptakiem, spoglądam w witryny sklepów, dobiega gwizd lokomotywy. Kłęby pary rozgonił wiatr. Krystyna, piękna jak wieża. To Bytom.

 DZIEWCZYNKA Z BALKONU – MAŁGORZATA BANAŚ

Jest rok 1977.

Mieszkam od lat w Bytomiu, przy ulicy Oświęcimskiej. Pewnego dnia naprzeciwko mojego domu, na balkonie na I piętrze zobaczyłam bawiącą się małą blondyneczkę. To wnuczka znanych mi z widzenia lekarzy. Nawiązuję z nią kontakt na odległość. Pytam, jak ma na imię – odpowiada Dorotka, a ja Małgosia. I tak stajemy się balkonowo – okiennymi koleżankami. Gdy tylko Dorotka bawiła się na balkonie, wołała: „Pani, mam nową lalkę, mam nową piłkę”. Podziwiałam je z daleka.

Mijają lata. Jest ok 2017. Zaczyna być głośno w Polsce o artystce z Bytomia – Dorocie Kobieli i jej wspaniałym filmie ‘Twój Wincent”, nominowanym do Oskara.

Jest maj 2018 roku. Pobiegłam na spotkanie z artystką do „Biura promocji Bytomia”. Ujrzałam śliczną, skromną kobietę, opowiadającą z entuzjazmem jak powstał film.

Jestem dumna, że wielka artystka urodzona w Bytomiu i związana z naszym miastem to moja „Balkonowa koleżanka”.

WÓZEK WĘGLA – WANDA MAJERANOWSKA

Wrzesień 1959 r. Rozpoczynam pracę jako polonistka w Smoleniu – wówczas jedenastolatce. Koleżanki ostrzegały – nie jedź, Bytom brudny. Dyrektor Huk
w pierwszej rozmowie zapowiada, że jest wymagający i konsekwentny. Nie boję się! Zatrzymuję się u znajomej państwa Huków (z trzech dni robi się 11 lat). Zbliża się zima. Pewnego wieczoru przyjeżdża z wózkiem węgla woźny – pan Zieliński (mówił, że pan dyrektor kazał).

Mijają lata – kończę wieczorowe studia. Zostaję kierowniczką szkoły podstawowej oddzielonej od liceum, potem dyrektorką liceum.

Kończą tę szkołę moje dzieci – córka otrzymuje nagrodę im. Smolenia, syn wraca jako nauczyciel.

Jestem od lat na emeryturze. Nie nudzę się – opiekuję się wnukami w razie potrzeby, pomagam chorym koleżankom, porządkuję groby. Jednym z nich jest grób matki
i siostry dyrektora. Spłacam dług za wózek węgla.

 Żabie Doły – BOGDAN NOWICKI

Postanowiliśmy z córką pojechać na Żabie Doły. Z piwnicy wytaszczyłem dwa rowery… Pogoda była cudowna, czerwcowe słońce przebijało się intensywnymi promykami przez liście drzew. Wyruszyliśmy. Bytom w niecce natury! Kominy, kamienice, place, cały cywilizacyjny i historyczny wymiar miasta nagle został opatulony zielenią oraz błękitem wód. Córka przy pierwszym stawie zatrzymała się. „Tatusiu zobacz tam! Przecież to łabędź niemy!” . Wskazała mi gniazdo tych pięknych, dostojnych ptaków na środku stawu. Błyszczały lazurowo akweny wodne otulone szumem zielonych drzew – jak prawdziwe klejnoty. Wtedy nagle pomyślałem sobie, że jesteśmy w zielonym skarbcu przyrody. Ucieszyłem się bardzo z jego obecności. Świadomość istnienia tylu żywych klejnotów, szacunek dla nich i przyjaźń świadczą przecież o naszej kulturze.

 Bytom od A do Z – ALEKSANDRA KOCOT

Atrakcyjny wśród miast polskich

Bytom o tradycjach śląskich

Centrum kopalnia węgla kamiennego

Dolomit Blachówka z surowca twardego

Ententy żołnierze upamiętnieni pomnikiem

Festiwal Muzyki witany radosnym krzykiem

Górnik symbolem pracy

Hekele dziennie wniesione na tacy

Interdykty miasto trapiły

Judo Czarni Bytom sportem osławiły

Kluski gotują tutejsze pannice

Liczne oko cieszą kamienice

Łagiewniki Bytomia dzielnica

Metropolia Górnośląska tradycją zachwyca

Niecka Bytomska pielęgnuje triasowe skały

Operze Śląskiej niejedne zachwycone oczy się przyglądały

Polonia Bytom mistrzem sportowym

Rolada śląska hitem bezkompromisowym

Segiet rezerwat oraz

Teatr Tańca i Ruchu zachwyca, jak i dworcowa

Ulica

Węgiel codziennie się tutaj wydobywa

Yyy…

Zobaczymy co tutaj jeszcze przybywa!

„Pokolenia” – MARTYNA OLEK

Koło fortuny od wieków się toczy,

Kogoś zauważy, kogoś przeoczy.

Dziadkowie dawno temu tutaj trafili

I w Bytomiu swój dom założyli.

Do dziś chwile te miło wspominają

I o zawiązanych przyjaźniach chętnie opowiadają.

Bytomianie przed nimi serca otworzyli,

Aby mogli tu zostać i nie wyjechać po chwili.

Tak oto w domu tym kolejne pokolenie rośnie,

Uczy się, bawi i rozwija radośnie.

Być może lepiej w Hiszpanii by było,

Ale jesteśmy wdzięczni, że tak się właśnie zdarzyło.

A jeśli nam się uda w świat wyfrunąć niebawem,

Na pewno wracać będziemy bytomskiej historii i miłości śladem.

I to już koniec. Tak bym chciała, żeby włodarze naszego miasta znaeźli czas, aby przeczytać te prace.
To mieszkańcy są największym skarbem Bytomia!